Polskie drewno drożeje, a przemysł drzewny protestuje przeciw decyzjom Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych, które wpływają na gwałtowny wzrost cen drewna. Niebezpieczna dla istnienia tego sektora jest również stopniowa rezygnacja z certyfikacji surowca w standardzie FSC przez regionalne jednostki LP.
5 października organizacje branżowe zorganizowały konferencję prasową, w czasie której przedstawiły najważniejsze problemy przemysłu drzewnego, mogące w najbliższym czasie zaważyć na utracie jego konkurencyjności na zagranicznych rynkach.
Aneta Muskała ze Stowarzyszenia Papierników Polskich przypomniała, że sektor drzewny generuje od 5 do 6 proc. polskiego PKB. Polska jest piątym krajem Unii Europejskiej pod względem produkcji drewna.
– Zatrudniamy prawie 400 tys. osób, przede wszystkim na terenach wiejskich i małych ośrodków miejskich. Uważamy, że nasz podstawowy surowiec, czyli drewno, powinien mieć strategiczne znaczenie dla polskiej gospodarki. Ale tak niestety nie jest, wbrew deklaracjom polityków – mówiła Aneta Muskała na konferencji, która odbyła się w Centrum Prasowym PAP.
Według niej brak długofalowego planowania na poziomie krajowym oraz zaniedbania resortu klimatu i środowiska, w tym przede wszystkim Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych, szkodzą sektorowi drzewnemu.
– Mamy poczucie, że zostaliśmy zlekceważeni. Jesteśmy traktowani jako grupa bez znaczenia w procesie decyzyjnym Lasów Państwowych – stwierdziła Aneta Muskała. Tymczasem polski sektor drzewny i Lasy Państwowe są ze sobą nierozłącznie powiązane. Podlegająca pod Ministerstwo Klimatu i Środowiska państwowa spółka jest głównym dostawcą surowca dla całej branży.
Lasy Państwowe dwa razy do roku organizują aukcje drewna. Pierwsza – zamknięta – jest dla podmiotów, które od lat kupują i przetwarzają surowiec w Polsce. W drugiej – otwartej – może uczestniczyć każda osoba czy podmiot. Tu ceny gwałtownie rosną.
– W 2021 r. ceny surowca w Lasach Państwowych wzrosły o 60 proc. To kombinacja cen pochodzących z obydwu typów aukcji – powiedział Jarosław Michniuk z Koalicji na Rzecz Polskiego Drewna. Surowca oferowanego na aukcji zamkniętej jest za mało dla przemysłu, dlatego polskie firmy uczestniczą również w aukcjach otwartych.
– W zeszłym roku ceny drewna wzrosły w Polsce o 60 proc., a w Unii Europejskiej zaledwie o 27 proc. Szacujemy, że wzrost kosztów w 2022 r. wyniesie między 80 a 100 proc. – mówił Jarosław Michniuk. W jego opinii drewno drożeje, bo coraz więcej sprzedaje się go podczas aukcji otwartej. W roku 2021 zwiększono udział aukcji otwartej w ogólnej sprzedaży drewna z 20 do 30 proc.
Michniuk podkreślił przy tym, że wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku polskie drewno będzie jeszcze droższe. W oparciu o komunikaty i działania Lasów Państwowych branża szacuje, że kolejny wzrost ceny wyniesie w 2023 roku ok. 40 proc.
– Czyli doświadczymy wzrostu cen przez kolejne lata o 60, 100 i 40 proc. Nie możemy tego zaakceptować – zaznaczył Jarosław Michniuk.
Według niego branża sformułowała dwa warunki dalszych rozmów: zmiana systemu sprzedaży na rok 2023 poprzez powrót do proporcji 80/20 oraz zwiększenie premiowania przerobu w kraju do 40 proc. „Nasze warunki zostały odrzucone” – podkreślił Jarosław Michniuk.
Na wyjątkowo drogi polski surowiec zwrócił uwagę również Rafał Szefler z Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego.
– Mamy obecnie najdroższy surowiec w Europie. Dwa lata temu najbardziej popularne drewno sosnowe kosztowało ok. 280 zł za metr sześć. Dzisiaj na aukcjach otwartych potrafi kosztować 450-500 zł. To nie jest wina przedsiębiorców, tylko systemu. System jest cenotwórczy – mówił Rafał Szefler.
Wspomniał też, że w innych krajach, np. w Niemczech, tamtejsze odpowiedniki polskich Lasów Państwowych w pierwszej kolejności oferują towar lokalnym przedsiębiorcom, a na otwartym rynku sprzedają resztki.
– Niemcy chronią swój przemysł drzewny – powiedział Rafał Szefler. Przypomniał, że Rumunia i Bułgaria wprowadziły całkowity zakaz wywozu ich nieobrobionego drewna poza UE.
Branży bardzo zależy na przerobie surowca w kraju, bo oznacza to przetrwanie całego sektora gospodarki opartego na przetwarzaniu drewna.
– Lepiej, żeby Polskę opuszczały gotowe okna, drzwi, meble czy papier niż nieobrobione kłody – wskazał Jarosław Michniuk.
Jak podkreślali uczestnicy konferencji, wysokie ceny drewna już spowodowały pogorszenie koniunktury. Na przykład firma Fakro (drzwi i okna) ograniczyła pracę do 4 dni w tygodniu, bo nie ma zamówień.
– Od początku roku widzimy spadki wolumenu produkowanych mebli. Jeśli sytuacja się nie zmieni, w przyszłym roku nasze zakłady wypuszczą 30 proc. mniej towaru. Będą musiały ograniczyć tydzień roboczy z 5 do 3 dni. Będzie to oznaczało kolejne zwolnienia w branży meblarskiej. Już dziś zostaliśmy zmuszeni do zredukowania liczby pracowników kontraktowych, czyli pozyskiwanych przez agencje pracy – mówił Michał Strzelecki z Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli.
Spadki w liczbie zamówień odczuwają również inni przedstawiciele sektora. Tak jest m.in. wśród producentów palet.
– Przez pierwsze półrocze mieliśmy dynamikę wzrostu ok. 12-15 proc. Ale w drugim notujemy już spadki o 10-12 proc. Prawdopodobnie będą większe. Jeżeli Niemcy mają tańsze drewno, choć my jesteśmy większym producentem, to wypadniemy z rynku – przestrzegał Roman Malicki z Polskiego Komitetu Narodowego EPAL.
Drugą kwestią podjętą w trakcie omawianej konferencji było niekontrolowanie spalanie drewna pełnowartościowego w energetyce.
– Do elektrowni współspalających biomasę trafia nie tylko cenne drewno prosto z lasu, ale również pieniądze jako dopłaty do współspalania biomasy – powiedział Jędrzej Kasprzak ze Stowarzyszenia Producentów Płyt Drewnopochodnych w Polsce.
Przypomniał, że wojna na wschodzie spowodowała zatrzymanie dopływu dużych ilości biomasy, szczególnie z terenu Białorusi i Ukrainy.
– Kompensuje się to poprzez spalanie polskiego drewna pełnowartościowego, które z powodzeniem mogłoby zostać przerobione na papier, płyty, deski. Zgodnie z ustawą o odnawialnych źródłach energii jest to niezgodne z prawem, bo pełnowartościowe drewno nie stanowi biomasy. Ale nie ma kontroli państwa nad tym zjawiskiem, bo od 2015 r. nie zdefiniowano pojęcia >>drewno opałowe<< – wskazał Jędrzej Kasprzak.
Jednocześnie zauważył, że spalanie biomasy jest subwencjonowane, w postaci praw do emisji dwutlenku węgla i zielonych certyfikatów.
– Elektrociepłownie są w stanie zapłacić bardzo duże pieniądze za drewno, dużo wyższe niż my, ale nie gramy na tym samym rynku, bo nie jesteśmy subwencjonowani – stwierdził Jędrzej Kasprzak. To według niego kupowanie drewna przez elektrownie także przyczynia się do wzrostu cen tego surowca.
Na trzeci problem wynikający z decyzji podejmowanych przez Lasy Państwowe zwrócił uwagę Rafał Szefler. Chodzi o wycofywanie się poszczególnych regionalnych dyrekcji Lasów Państwowych z certyfikacji FSC.
– Certyfikat ten oznacza, że drewno zostało pozyskane w sposób legalny z poszanowaniem ochrony środowiska, praw pracowniczych i tym podobnych. W ramach łańcucha w Polsce certyfikowało się ponad 2,5 tys. firm przetwarzających drewno. Jesteśmy pod tym względem na drugim miejscu w Europie, zaraz po Włoszech – wyjaśniał Rafał Szefler.
Znak certyfikatu jest powszechnie wykorzystywany na różnego typu towarach.
– Jest powszechnie znany, oczekiwany, klienci mają do niego zaufanie. Jeżeli nie będziemy mieli tej certyfikacji, zerwiemy łańcuch dostaw, nasze produkty wypadną z rynku. Mówimy o ogromnej liczbie produktów. Takimi decyzjami Lasy Państwowe zamykają naszym produktom drogę do światowych sieci handlowych – powiedział Rafał Szefler.
Na przestawionej przez niego mapie zaznaczono regionalne oddziały Lasów Państwowych, które nie mają certyfikatu FSC.
– Krosno nigdy nie przystąpiło do certyfikacji, ostatnio z certyfikatu zrezygnowała Łódź, Toruń i Gdańsk. Szczecinek przeszedł audyt i wystąpił o jego warunkowe przedłużenie. Jeżeli Lasy Państwowe dalej będą szły tą drogą, możemy stracić rynki zbytu. Przepadną zakontraktowane, opłacone już umowy. Utracimy wiarygodność. Brak tego certyfikatu to proszenie się o katastrofę – podsumował Rafał Szefler.
~ źródło: PAP