Mniej klientów, mniej pośpiechu, czyli… nowa stabilizacja

Mniej klientów, mniej pośpiechu, czyli… nowa stabilizacja

Gromadzenie zapasów w magazynach, ograniczanie wielkości produkcji, powolny i stopniowy powrót eksportu, realizacja zamówień sprzed pandemii – to sposoby na przetrwanie niewielkich tartaków i zakładów stolarskich, zlokalizowanych we wschodniej części kraju.

Jak w kryzysowym dla gospodarki okresie funkcjonują małe firmy, zajmujące się przerobem drewna, dostarczaniem półfabrykatów dla budownictwa, meblarstwa czy transportu?
Z rozmów z przedsiębiorcami we wschodnich regionach Polski wynika, że w zasadzie każdy jest w innej sytuacji, a perspektywy na najbliższą przyszłość są wypadkową aktualnego stanu zamówień i… osobowości właściciela biznesu. Niektórzy z natury są pełni optymizmu, pomimo trudnej sytuacji, w jakiej się znaleźli.
Telefony do firm wykonaliśmy na krótko przed oddaniem tego numeru do druku, aby uzyskać możliwie najbardziej aktualny obraz sytuacji. Okazało się, że to była dobra decyzja, gdyż jeszcze 2-3 tygodnie wcześniej głosy naszych rozmówców brzmiałyby zapewne inaczej, bardziej pesymistycznie. Dziś wizja poprawy sytuacji wydaje się coraz wyraźniejsza. To efekt chociażby prób rozmrażania gospodarki krajów zachodnich, jak Holandia, Niemcy czy Austria, stopniowego otwierania sklepów czy składów budowlanych. Dzięki temu firmy mogą przynajmniej częściowo oprzeć się na eksporcie. Niektórzy wciąż jeszcze realizują zamówienia z pierwszego kwartału roku, inni – decydują się na produkcję „na magazyn”, aby nie zmarnować materiałów i nie tracić czasu na snucie czarnych scenariuszy.

Produkcja trwa, klienci wkrótce wrócą
Jan Pietrzykowski, właściciel firmy Drewstol z Brańska, pomimo niełatwej sytuacji, nie kryje optymizmu i liczy na to, że wkrótce sytuacja zacznie zmieniać się na lepsze. Póki co, produkcji nie wstrzymał, zapełnia magazyny. Jeden z jego głównych produktów – wytwarzana z drewna iglastego trójwarstwowa płyta szalunkowa, stosowana w budownictwie, była i będzie potrzebna, a jej parametry nie zmieniają się zbyt często, dlatego będzie czekać w magazynie tak długo, aż wróci popyt. Niestety, chwilowo go nie ma, bo wiele prac budowlanych wstrzymano.
– Budownictwo stoi, większość Ukraińców wyjechała, więc nie ma kto pracować na budowach – mówi Jan Pietrzykowski. – Wszystko się przyblokowało, ale mam nadzieję, że niedługo ruszy. Właściwie o tej porze roku nigdy nie mam wielkiego popytu. Najpierw Wielkanoc katolicka, potem prawosławna, a za chwilę majówka, więc zastój byłby tak czy inaczej. Na razie produkujemy, zwłaszcza że mamy duży zapas kleju, który musimy wykorzystać w ciągu trzech miesięcy.
Wyhamował nie tylko popyt na materiały budowlane, ale też np. na palety drewniane, używane do celów transportowych. Drewstol ma w swojej ofercie około 3000 modeli palet, większość z nich sprzedaje do koncernu IKEA. Ten segment produkcji w firmie Drewstol stanął niemal całkowicie. Producentów palet ratuje jednak eksport, który
powoli wraca.
– Niemcy na razie kupują palety, IKEA też wkrótce zacznie – informuje Jan Pietrzykowski. – Ja jestem optymistą. Produkcja trwa, zysku na razie większego nie ma, ale wierzę, że klienci wrócą.

Trzeba się przystosować do nowej sytuacji
O około jedną trzecią zmniejszyła się w ciągu ostatniego miesiąca produkcja w tartaku Olsza w Dąbrowie Białostockiej. Firma produkuje przede wszystkim fryzy drewniane na parkiety i podłogi, a także elementy schodów i sztachety dębowe. Popyt na te produkty zdecydowanie wyhamował, a klienci wstrzymali zamówienia. Czekają na lepszy moment.
– Jest o wiele gorzej, ale wciąż pracujemy – powiedział Maciej Milkiewicz, syn właściciela tartaku Olsza. Nie chciał jednak rozmawiać o szczegółach aktualnej sytuacji. Podobnie jak Daniel Tomaszuk, właściciel firmy Pol-Kres Edwood, produkującej dębowe płyty meblowe na mikrowczepy.
– Proszę pani, walczymy – powiedział tylko, ale hałas maszyn w tle świadczył o tym, że produkcja trwa.
Nieco więcej optymizmu wniósł szef firmy Bial-Drew z Białej Podlaskiej, specjalizującej się w produkcji fryzów do parkietów i w sprzedaży drewna opałowego. Uważa on, że nadeszła nowa stabilizacja, do której trzeba się przystosować i która być może wcale nie będzie taka zła, chociaż poprzedni popyt prawdopodobnie szybko nie wróci. Na szczęście dla firmy Bial-Drew, parkieciarze nie zaprzestali kupowania desek, zwłaszcza że główni odbiorcy podłóg – Niemcy czy Austriacy – powoli i stopniowo odmrażają gospodarkę, więc rynek funkcjonuje.
– Nie jest idealnie, są poślizgi z płatnościami, ale tragedii nie ma, dogadujemy się indywidualnie z każdym klientem – mówi Wiesław Bolesta, właściciel firmy Bial-Drew. – Ważne teraz jest, żeby w Europie ludzie ruszyli się z domów, zaczęli kupować. Jeszcze nie wszędzie tak się dzieje, ale Niemcy i Austriacy kupują. W tej chwili mamy o około 30 proc. zamówień mniej, ale przystosowaliśmy do tego wielkość produkcji. Część pracownic jest na urlopach opiekuńczych, pracujemy trochę w mniejszym zakresie, bez pośpiechu i raczej nie przewiduję pogorszenia sytuacji.

Najważniejsze zdrowie pracowników
– Co będzie później, nikt nie wie, to wróżenie z fusów – mówi Alfreda Kolenkiewicz, współwłaścicielka firmy Wital z Suwałk. – Na razie wciąż jeszcze realizujemy zamówienia z pierwszego kwartału roku. Poza tym mamy sporo miejscowych zamówień, nawet w Wielką Sobotę miałam kilka telefonów od klientów. Na pewno na pewien czas ustał całkowicie eksport. Sprzedajemy zwykle między innymi do Niemiec, Włoch, Holandii. Pozytywne jest to, że w tych krajach gospodarka powoli zaczyna ruszać. Nasz eksport do Holandii już wraca.
Przedsiębiorstwo Wital, istniejące od 1991 r., specjalizuje się w wyrobach tartacznych, takich jak: drewno ogrodowe czterostronnie strugane, kantówki, pergole, sztachety, szalówki elewacyjne, deski tarasowe, a także tarcica z przeznaczeniem na cele budowlane i elementy palet.
– Marzec, kwiecień i maj to zawsze były najlepsze miesiące w roku pod względem sprzedaży – mówi współwłaścicielka. – Wiosna to idealny okres na urządzanie ogrodów. I w tym roku jest podobnie, chociaż ruch nieco mniejszy. Uważam, że pełny obrót nie wróci prędko, ale raczej patrzę z optymizmem w przyszłość. W tej chwili najbardziej niepokoi możliwość zachorowania któregoś z pracowników, chociaż większość z nich to młodzi ludzie, niebędący w grupie ryzyka. Nawet jeden przypadek koronawirusa zmusiłby do zamknięcia zakładu i przestoju w produkcji. Na to nie możemy sobie pozwolić, bo klienci wciąż dzwonią i pytają o dostawy.
Suwalska firma zatrudnia około 40 osób i pracuje na dwie zmiany. Po świętach wielkanocnych wszyscy mieli kilkudniowe urlopy, na wszelki wypadek. Od 20 kwietnia praca ruszyła pełną parą.

Niespodziewany popyt na meble na wymiar
A jak radzą sobie producenci mebli na wymiar? Wydawałoby się, że czas społecznej kwarantanny sprzyja remontom i wymianie wyposażenia, bywa z tym jednak różnie.
Optymistycznym przykładem jest zakład stolarski Mebmal, którego biuro znajduje się w Białymstoku, a warsztat produkcyjny w okolicach Bielska Podlaskiego. Firma nie może się wprost opędzić od klientów. Niewykluczone, że wpływ na taki stan rzeczy ma taka, a nie inna oferta przedsiębiorstwa. Projektowanie i produkcja mebli do wszystkich domowych pomieszczeń to świetna propozycja dla ludzi, którzy budują domy i szukają dobrej jakości i tworzącego spójną całość wyposażenia. Mebmal to mała firma, z zaledwie kilkuosobową załogą. Produkuje meble zarówno z drewna litego, jak i z płyty wiórowej, akrylu czy malowanego MDF-u. Największym jednak powodzeniem cieszą się zabudowy z płyty wykończonej naturalnym fornirem.
Właściciel firmy Jacek Malowaniec zaczął działalność niespełna dwa lata temu, wcześniej pracował za granicą, jest z wykształcenia technologiem drewna o specjalności meblarskiej. Teraz zdarza się, że w ciągu tygodnia ma kilkanaście telefonów od potencjalnych klientów, z niektórych musi rezygnować, by nadążyć z realizacją bieżących projektów.
– Ludzie się budują i wielu z nich nie może, pomimo sytuacji z epidemią, przerwać wykańczania domów, stąd popularność mojej oferty – mówi Jacek Malowaniec. – Robimy meble do wszystkich wnętrz, od łazienki i garderoby, poprzez kuchnię, aż do wyposażenia salonów i jadalni. Mam już w tej chwili sporo zamówień na wrzesień i październik.

Wstrzymane realizacje
Nie wszyscy, niestety, są w tak dobrej sytuacji. O zdecydowanym spadku popytu mówi Nina Nikonczuk, projektantka i właścicielka firmy Arino House z Hajnówki, również specjalizującej się w produkcji mebli na wymiar. Niewielka firma znana jest na rynku przede wszystkim z kuchni, zwłaszcza tych produkowanych z litego drewna. W tej chwili w Arino pracuje tylko kilkanaście osób. Załogę, niestety, trzeba było zmniejszyć. Produkcja jednak trwa, chociaż w ograniczonym zakresie.
– Jest ciężko, klienci boją się teraz spotykać – mówi Nina Nikonczuk. – A spotkania są potrzebne, bo klient musi obejrzeć fronty, kolory, my musimy zobaczyć wnętrze, wymierzyć. Nie wszystko da się zrobić zdalnie. Na szczęście wciąż jest zainteresowanie projektami, wycenami, konsultacjami, czyli tym, co możemy robić na odległość. Zdarzają się też odważni klienci, którzy decydują się przyjechać, nawet z daleka. Przed świętami przyjechali do nas klienci aż z Poznania. Wiele zamówień mamy w trakcie realizacji, niektóre za granicą, niestety, teraz zostały wstrzymane. Gotowe meble czekają w magazynie, aż klienci odważą się wpuścić nas do domu na montaż.

~Beata Michalik