Tak wygląda przemysł drzewny na Ukrainie

Tak wygląda przemysł drzewny na Ukrainie

I my solidaryzujemy się z Ukrainą, wspominając branżowy wyjazd do tego kraju zorganizowany przez PIGPD w 2018 roku, w którym wzięliśmy udział…

(artykuł ukazał się w wydaniu „GPD” 4/2018 r.)

Choć całkowicie jest wstrzymany z terenu Ukrainy wywóz drewna dębowego okrągłego, co bardzo cieszy ukraińskich przedsiębiorców drzewnych, o czym mówili w prawie każdym zakładzie drzewnym, odwiedzanym w dniach 12-16 marca (2018 roku) przez uczestników misji branżowej zorganizowanej przez Polską Izbę Gospodarczą Przemysłu Drzewnego we współpracy z Połtawską Izbą Przemysłowo-Handlową, to jednak przedstawiciele takich firm, jak Euro Astar, Dankros, Detalia, Jawor, Poziom czy Mardom liczyli na nawiązanie współpracy w zakresie zakupu półfabrykatów do swojej produkcji. I rzeczywiście, spotkali się z miłym przyjęciem i deklaracjami współpracy biznesowej, tylko gdy zaczynano rozmowy o konkretnych produktach, miny rzedły, ponieważ ceny do negocjacji okazywały się niekiedy „kosmiczne”.

W misji na Ukrainę uczestniczyło około 20 przedsiębiorców z Polski.

Winien jest system internetowej sprzedaży drewna?

Ukraińscy przedsiębiorcy są realistami i wiedzą, jaki jest poziom cen na europejskim rynku, więc na przykład w zakładzie drzewnym WoodWindor w Kamiance k. Czerkas dyrektor Mikola Melnyczenko wręczył polskim gościom obok cennika gotowych wyrobów także cennik okrągłego drewna dębowego z tegorocznej licytacji.

A to dlatego, że po wdrożeniu na Ukrainie systemu internetowych przetargów ceny surowca dębowego wzrosły jego zdaniem… o prawie 100 procent. Przykładowo, za 1 m3 surowca o przekroju 26-35 cm w I klasie musiał zapłacić 13 200 hrywien ukraińskich (1720 zł), w drugiej klasie 9 600 hrywien (1251 zł), a w trzeciej 6 000 hrywien (781 zł). Za dąb o przekroju 36-49 cm płacono w Kamiance odpowiednio: 16 800 UAH (2189 zł), 14 400 UAH (1876 zł) i 8502 UAH (1108 zł). Za najgrubszy surowiec, o grubości ponad 50 cm, trzeba było w I klasie zapłacić 20 040 UAH (2611 zł)

– Dlaczego tak drogo? – zapytali Ludwik Olczyk i Ryszard Szukalski, właściciele tartaków Olczyk i Dankros, ale także inni uczestnicy, którzy w przerobie drewna dębowego nie specjalizują się, jak Maksymilian Stępień z Detalii i Antoni Gawiński z Jawor-Parkiet, jednak znają realia cenowe na europejskim rynku produktów drzewnych.

Szybko więc przeliczyli, że ceny fryzów listew drewna jesionu czy dębu oraz desek oferowanych przez ten tartak są przynajmniej o 50 procent za wysokie, żeby opłacało się je sprowadzać do Polski.

W zakładzie w Kamiance zadowoleni są z pilarki formatowej Madrewu.

Produktów wykonanych z tak drogiego surowca nie sprzedaliby krajowym czy zagranicznym klientom. Gospodarz całkiem przyzwoitego zakładu, jednego z lepszych spośród tych, które odwiedziliśmy w Korosteniu, Kremenczuku, Połtawie, Kamiance i Czerkasach, znaczącą podwyżkę cen surowca dębowego tłumaczył wprowadzeniem… internetowego systemu sprzedaży. Może nie tak jeszcze rozbudowanego jak w Polsce, ale też traktującego po równo „szopotraki” przerabiające rocznie 200 m3 drewna, jak i ruszający właśnie, nowocześnie wyposażony tartak drewna iglastego Rezult w Korosteniu o zdolności przerobu 1,2 mln m3 drewna iglastego na rok, który też mieliśmy przyjemność wizytować.

– Mali nabywcy windują ceny, bo kupują niewielkie ilości surowca, na ogół z odbiorem w pobliżu zakładu, ale wobec nieujarzmionej jeszcze korupcji i złodziejstwa mienia państwowego, na podstawie wystawionej dokumentacji zakupu, wywożą, w porozumieniu z leśniczym, dziesięć razy więcej surowca – tłumaczył gospodarz. – Pomimo łapówek dla nadzorców lasów, średnia cena nabytego surowca wychodzi im dużo poniżej kosztów uczciwych, większych zakładów. Z jednej strony nie jest szczelny system fakturowania i płacenia podatku, a z drugiej popyt na surowiec dębowy jest wielki, ponieważ nie tylko rynki europejskie zainteresowane są nabywaniem dębowych produktów na Ukrainie, która w niektórych regionach, jak właśnie wokół Kremenczuka, dębem stoi. Popyt na takie wyroby powoduje, że tworzą się nowe zakłady, przerabiające w różnych warunkach lokalowych i technicznych coraz większe ilości jesionu i dębu.

Zakłady „na dorobku”

Trudno, oczywiście, potwierdzić wszystkie wymienione zjawiska, natomiast faktem jest, że niektóre z odwiedzanych przez nas zakładów są dosłownie „na dorobku”. Powstały przed rokiem, dwoma, w podnajętych halach proradzieckiego przemysłu, bo do wynajmu jest sporo obiektów produkcyjnych po gospodarstwach rolnych i przemysłowych.

Część starszych wiekiem uczestników tej misji doskonale pamięta, że w podobnych okolicznościach zaczęły się u nas po 1989 roku rozwijać prywatne zakłady drzewne, żeby po latach przekształcić się w okazałe obecnie przedsiębiorstwa. Ze zrozumieniem więc poklepywali na ogół młodych gospodarzy, żeby nie poddawali się, tylko skromne dzisiaj zyski przeznaczali na unowocześnienie parku maszynowego, na poprawę warunków pracy i z czasem decydowali się na coraz odważniejsze decyzje inwestycyjne. Jeden z naszych tartaczników, zachęcając do biznesowej odwagi, mówił, że jak w tamtych czasach zaczynał drzewny biznes, to podpisał umowę kredytową z oprocentowaniem… 89 procent! Jednak solidna praca i wielki popyt na przetworzone produkty drzewne umożliwiły szybką spłatę kredytu i dalszy rozwój firmy.

Nowe zakłady drzewne powstają w obiektach zlikwidowanych fabryk i kołchozów.

Dominuje sprzedaż na zagraniczne rynki

Na ukraińskie produkty jest na pewno duży lokalny popyt, ale jest i ssanie z rynku zachodniego, jeśli tylko relacje cenowe będą rynkowe. Przecież praktycznie w każdym zakładzie właściciele mówili nam o zbywaniu swoich produktów w Niemczech, Francji, Holandii, Szwajcarii, ale też w Estonii i na Litwie. Tylko wciąż mało w Polsce.

Odwiedziliśmy w Czerkasach prywatny zakład drzewny Porta Vita, której właściciel Dmitriy Prosvirnov w całości dębową deskę panelową eksportuje do USA. Stwierdził, że roczny przerób nie jest wielki, raptem kilka tysięcy m3 tarcicy, ale głębszy przerób tego surowca w bezsęczne deski o grubości 16 mm zapewnia odpowiednio duży przychód.

Podobne nastawienie na głębszy przerób i całkowite wykorzystanie surowca prezentował nam młody przedsiębiorca Andriy Ryadovyy, właściciel zakładu drzewnego Nasz Les w Czerkasach, który od niedawna z żoną rozwija firmę drzewną, specjalizującą się w produkcji materiałów podłogowych, paneli ściennych oraz meblowych z sosny i lipy. Podziwialiśmy ekskluzywne wyroby z drewna lipy na sauny, osiągające na rynku wysokie ceny, ale też solidne sosnowe podłogi lite z kompletem listew przypodłogowych i dekoracyjnych.

Zachwyt i wątpliwości

Żeby obraz odwiedzonych, ukraińskich tartaków nie był jednostronny i przypominający nam polską rzeczywistość z początku lat dziewięćdziesiątych minionego wieku, zobaczyliśmy największy i najnowocześniejszy tartak REZULT w Korosteniu, miejscowości położonej o 170 km na zachód od Kijowa. Lokalny oligarcha na obszarze 70 hektarów pobudował kompleks: tartak drewna iglastego, fabrykę peletu i fabrykę płyt MDF.

Sam tartak zajął 36 ha. Do realizacji projektu przystąpiono w 2015 roku. Tartak wyposażono w najnowocześniejszą linię sortowniczą i przetarcia, z wykorzystaniem urządzeń firm Holtec i Linck. Pracowników spotykaliśmy jedynie w sterowniach z dziesiątkami monitorów, ponieważ wszystko jest zmechanizowane. Zakład jest na etapie rozruchu technologicznego i daleko mu jeszcze do przerobu zakładanej ilości surowca, choćby dlatego, że uruchomiono dopiero jeden ciąg sortowania tarcic, a na etapie wyposażenia jest zaplanowany zakład wyrobu deski podłogowej. Podano nam, że w realizację projektu tartaku, który ma pracować na trzy zmiany przez wszystkie dni tygodnia, zainwestowano 200 mln euro, dlatego ze zdziwieniem zobaczyliśmy, że do obróbki podłóg instalowana jest już linia strugania i profilowania z rynku wtórnego.

Najnowocześniejszy na Ukrainie tartak Rezult.

Polscy tartacznicy byli oczywiście zachwyceni instalacją przetarcia, bo na postawienie podobnej nikt jeszcze w naszym kraju nie zdecydował się, ale nie otrzymali przekonujących odpowiedzi na pytanie, jak będzie dowożona taka ilość surowca, skoro stan techniczny ukraińskich dróg jest fatalny! Zupełnie nam nieznany. Doświadczyliśmy podróży autokarem głównymi drogami, między półmilionowymi miastami, ze średnią szybkością… 50 km/h, ponieważ uwaga kierowcy pojazdu skupiała się na lawirowaniu pomiędzy ubytkami asfaltu o głębokości do pół metra. Niby Ukraińcy przyzwyczaili się do takiej sytuacji po zimie, ale widzą, że stan infrastruktury drogowej znacząco utrudnia im biznesowe kontakty.

~ tekst i fot.: Janusz Bekas