Nadleśniczy może lekceważyć protokół z rozpatrzenia reklamacji?

Nadleśniczy może lekceważyć protokół z rozpatrzenia reklamacji?

Choć w protokole zespół reklamacyjny potwierdza błędne pomiary, nadleśniczy z Krościenka reklamacji dotyczącej długości sztuk
nie uznaje i stawia zarzuty, których nie potrafi wykazać!

Dla leśników metr sześcienny drewna bukowego mniej lub więcej to pewnie drobiazg, ale dla nabywcy to strata kilkuset złotych. Jeśli kilka dłużyc jest krótszych i cieńszych od wymiarów zadeklarowanych w kwicie wywozowym, a do tego jeszcze z wadami, to straty nabywcy surowca są znaczące.
Już niejeden raz właściciele działającej od 2002 r. firmy DREWNOM Produkcja-Handel-Usługi Lucyna Niemiec ze Strzyżowa (woj. podkarpackie) stwierdzali, że dokładne pomiary średnic dowiezionego surowca odbiegają od deklarowanych przez nadleśnictwo. Firma jest też zmuszona często składać reklamacje nie tylko z powodu różnic w miąższości, ale głównie z powodu wad jakościowych surowca do produkcji tarcicy bukowej. Wszak miesięcznie przerabia około 1000 m3 surowca na produkty drzewne dostarczane klientom na indywidualne zamówienia. Jest to głównie tarcica bukowa, dębowa, sosnowa i świerkowa, na elementy meblowe i na inne wyroby. Zamawiający stawiają określone, zwykle wysokie wymagania jakościowe, dlatego Drewnom decyduje się na zakup surowca klasy WC0, jako najbardziej dla niego korzystnego pod względem ceny, wymiarów i jakości, jeśli jest zgodny z normą.
Od lat te same problemy
Gdy przed kilku laty zostałem przez firmę Drewnom zaproszony na plac surowca zakładu w miejscowości Kożuchów, kilka kilometrów od Strzyżowa, pokazywano mi złożoną tam, właśnie dostarczoną dłużycę bukową. Większość sztuk była powykręcana, i to nie tylko ta w klasie WD. Także ta w klasie WC0 miała krzywizny wielostronne, pęknięcia, zabitki, odłupy czy chore sęki.
– Trudno, żeby odbierający drewno w lesie nie zauważył takiej wady w drewnie tartacznym – wzdychał wtedy Eugeniusz Niemiec, mąż właścicielki firmy. I przekonywał, że z pełną świadomością „oskubania” odbiorcy, leśnicy dokonują klasyfikacji surowca.
Bo nie jest to jeden przypadek czy przysłowiowy „wypadek przy pracy”. W tamtym czasie policzono, że w ciągu dwóch lat złożone reklamacje drewna były na tyle skuteczne, że odzyskano… 80 000 zł. Choć nie zawsze są warunki do złożenia reklamacji i nie zawsze komisja z nadleśnictwa chce uznać racje nabywcy.

24 wadliwe dłużyce
W czerwcu tego roku otrzymaliśmy z Drewnomu kolejny sygnał związany z reklamacją dopiero co odebranego surowca bukowego z Leśnictwa Grywałd w  Nadleśnictwie Krościenko (RDLP Kraków).
Został dostarczony przez firmę transportową 20 maja. Drewno pokonało trasę około 150 km, więc koszt przewozu nie był mały, a i surowiec nie był tani. Jego jakość zaś plasowała się znacząco poniżej standardu opisanego w Polskiej Normie.
Natychmiast przystąpiono do szczegółowej analizy każdej sztuki pod względem wad jakościowych i masy drewna. W rezultacie 21 maja została zgłoszona reklamacja na zakupione drewno o łącznej miąższości 17,19 m3. Zakwestionowano 24 sztuki w klasie WCO i WD, wskazując w każdym przypadku takie wady, jak krzywizna wielostronna, chore sęki, fałszywa twardziel, zabitki, pęknięcia. Najbardziej przerażająca była krzywizna wielostronna, występująca w 10 sztukach. Okazało się także, że kilka sztuk jest krótszych w stosunku do długości podanej w dokumencie sprzedaży.

Komisja uznaje zasadność reklamacji WC0
Nadleśnictwo Krościenko, ze względu na odległość od firmy reklamującej, poprosiło o dokonanie oględzin reklamowanego surowca Nadleśnictwo Strzyżów, którego dwaj przedstawiciele – Jacek Charchut i Hubert Krochmal pojawili się w firmie 1 czerwca i dokonali analizy każdej zakwestionowanej sztuki drewna. Na tej podstawie sporządzili sześciostronicowy protokół z rozpatrzenia reklamacji, który w całości został zaakceptowany przez kupującego surowiec.
Z protokołu wynika, że zespół uznał zasadność reklamacji 19 sztuk (prawie 80 proc.), dokonując przekwalifikowania z WC0 na WD, natomiast uznano, że pozostałe 5 sztuk dłużyc w klasie WD mieści się w normie. Zespół kontrolerów odniósł się także do reklamacji dotyczącej długości kłód nr 5650/1 i 5650/2 oraz 5631. Pomiary według kwitu wywozowego wynosiły – sekcja pierwsza 7,6 m x 49 cm, sekcja druga 2,9 m x 44 cm, a według komisji 5,4 m x 48 cm i 3,9 m x 44 cm…, co powoduje na długości brak ponad jednego metra. Sztuka nr 5631 miała mieć długość 10,10 m, średnicę 37 cm i miąższość 1,09 m3, a komisja zapisała w protokole, że jej długość wynosiła u nabywcy 6,1 m, średnica 36 cm, a miąższość 0,62 m3.
W obu przypadkach zespół kontrolny dokonał wpisu w protokole: błędny pomiar. W żadnym miejscu protokołu nie wyraził wątpliwości co do śladów ewentualnego przecinania dłużyc.

Nadleśniczy wie swoje!
Podpisany przez strony protokół trafił do Nadleśnictwa Krościenko, skąd nabywca oczekiwał odpowiedzi akceptującej ustalenia zespołu rozpatrującego reklamację.
Wielce zatem zdziwiło nabywcę drewna pismo z 22 czerwca, podpisane przez Olafa Dobrowolskiego, nadleśniczego Nadleśnictwa Krościenko. Jego treść jest krótka:
„Nadleśnictwo Krościenko informuje, że reklamacja z dnia 21.05.2020 r. została uznana w zakresie jakościowym, różnicy w ilości drewna związanej ze zgłaszanymi brakami długości sztuk Nadleśnictwo nie uznaje. Drewno podczas załadunku było przerzynane, a kierowca reprezentujący odbiorcę podpisał kwit wywozowy, odbierając drewno we wskazanych na nim długościach”.
– Rozmowa telefoniczna z panem nadleśniczym, podczas której chciałam poznać powód nieuznania reklamacji dotyczącej długości sztuk i zignorowania ustaleń zespołu reklamacyjnego, nie należała do miłych – mówi córka właścicieli firmy. – Stawiał zarzuty, obwiniał bezpodstawnie przewoźnika o przecinanie surowca, co jest nieprawdą i przecież byłoby łatwe do stwierdzenia przez leśników – fachowców i odnotowane w protokole. Tymczasem oni niczego takiego nie stwierdzili, oglądając surowiec z każdej strony.

Pytania do nadleśniczego
Przedstawiony sposób rozpatrzenia tej reklamacji stał się podstawą naszego zainteresowania tym przypadkiem, więc zgodnie z art. 12 ustawy Prawo prasowe wystąpiliśmy do nadleśniczego o uzasadnienie podjętej decyzji i powodu zakwestionowania stwierdzonego w Protokole z Rozpatrzenia Reklamacji z 1.06.2020 r. potwierdzenia braku masy, przez sformułowanie „błędny pomiar” w podanych wyżej sztukach. Poprosiliśmy także o udokumentowanie zarzutu zawartego w piśmie ZG.814.3.2020, że drewno podczas załadunku było przerzynane, a kierowca reprezentujący odbiorcę podpisał kwit wywozowy, odbierając drewno we wskazanych długościach.
Zapytaliśmy także nadleśniczego, czy podczas odbioru drewna kierowca miał możliwość i dokonywał pomiaru długości sztuk? No i czy w ogóle funkcjonuje w LP taka praktyka?

Kolejne nasze pytania brzmiały:
– Czy fakt podpisania kwitu wywozowego nie jest czynnością potwierdzającą jedynie odbiór określonych sztuk (stosu) drewna z lasu, bez możliwości stwierdzenia na miejscu, że długości czy masa są zgodne z zapisem w kwicie wywozowym?
– Czy jest dowód przerzynania drewna, skoro zespół reklamacyjny w protokole nie zawarł takiego stwierdzenia – zarzutu?
Poprosiliśmy o merytoryczne odpowiedzi i wyjaśnienia, zastrzegając, iż zostaną wykorzystane w przygotowanej publikacji prasowej na łamach „Gazety Przemysłu Drzewnego”.

Ogólniki zamiast dowodów
Nadesłana odpowiedź niewiele jednak wyjaśnia, albowiem w żaden sposób nie odnosi się do konkretnej reklamacji i nie zawiera jakiegokolwiek uzasadnienia podjętych decyzji.
Dowiedzieliśmy się bowiem, że „kierowca odbierający drewno w imieniu kupującego na każdym etapie przed czy w trakcie załadunku ma prawo i możliwość sprawdzenia wszystkich parametrów drewna, wielu odbiorców z tego korzysta”. Zamiast odpowiedzi na pytanie, czy nadleśnictwo ma dowód przerzynania drewna podczas realizacji umowy K200300-19, którego nie stwierdził zespół reklamacyjny, napisano: „Podczas załadunku ze względu na zróżnicowanie długości drewna i środków transportowych, praktykowana jest przerzynka dłużyc w celu odpowiedniego ukształtowania ładunku, nadleśnictwo nie ewidencjonuje przypadków przerzynki, których dokonuje przewoźnik”. Należy zatem rozumieć, że domniemanie przyjmuje za dowód, stwarzający podstawę nieuznania reklamacji w części dotyczącej długości dłużyc. Zaiste, dziwne rozumowanie!
Zdaniem nadleśniczego podpisanego pod tą odpowiedzią: „Kierowca kwitując odbiór konkretnych sztuk i masy drewna, bierze za nie odpowiedzialność, w związku z powyższym różnice w masie nie mogą naszym zdaniem obciążać nadleśnictwa, gdyż nie nadzorujemy transportu drewna”.
Trudno o bardziej zadziwiające stwierdzenie, bo który kierowca ciężarówki przyjeżdżający do lasu po drewno, ma techniczne możliwości i warunki, żeby metrówką zmierzyć długość każdej sztuki? Podpisując załadunek stosu, może co najwyżej sprawdzić numer stosu i w najlepszym przypadku policzyć dłużyce, jednak w żadnym przypadku nie ma możliwości potwierdzenia masy drewna i długości poszczególnych dłużyc. W tym zakresie wszystko opiera się na zaufaniu, a ewentualne wątpliwości odbiorcy może potwierdzić lub odrzucić zespół reklamacyjny. Tak jak w przypadku firmy Drewnom.
Praktyką jest, że przyjmuje się zapisy w protokole jako wiarygodne i potwierdzone przez obie strony. Podważanie zapisów protokołu przez nadleśniczego Olafa Dobrowolskiego jest kuriozalne, zatem nic dziwnego, że nie potrafi merytorycznie uzasadnić swojej negatywnej decyzji i tłumaczy się ogólnikami, a nie konkretnymi ustaleniami.
To, że – jak dodatkowo dowodzi w piśmie z 1 lipca do redakcji – „prowadzone kontrole wewnętrzne i zewnętrzne w zakresie prawidłowości pomiaru i klasyfikacji drewna w Leśnictwie Grywałd, z którego pochodziło reklamowane drewno, nie wykazywały nieprawidłowości w tym zakresie”, nie daje podstawy odmowy ustaleń zespołu reklamacyjnego w zakresie długości drewna w konkretnej reklamacji.

Po miesiącu ponowne oględziny?
Ponieważ o naszym wystąpieniu do nadleśniczego w Krościenku poinformowaliśmy też przedstawicieli Regionalnej Dyrekcji LP w Krakowie, z którymi mieli też kontakt właściciele firmy ze Strzyżowa, wiemy, że w konsekwencji po miesiącu od działań zespołu reklamacyjnego dzwonił inżynier nadzoru z Nadleśnictwa Krościenko z zapytaniem, czy może obejrzeć reklamowane drewno na placu, ponieważ nadleśniczy kazał mu podjechać i zobaczyć tę reklamację.
Niestety, nie mógł już go zobaczyć, bo drewno po rozpatrzeniu reklamacji przez Nadleśnictwo Strzyżów zostało skierowane do przerobu. Wszak nie stać jakiejkolwiek firmy drzewnej na wielomiesięczne składowanie surowca, który możliwie najszybciej jest kierowany do przetarcia, suszenia i dalszego przerobu, żeby zwróciły się pieniądze wydane na jego zakup.
Niewielkie firmy drzewne, takie jak właśnie Drewnom, zawsze są w gorszej sytuacji niż jednostki LP, gdy dochodzi do sporu.
– Przy okazji reklamacji tego fatalnego jakościowo ładunku drewna i rozmów z inżynierem nadzoru z Krościenka – dodaje córka Małgorzata – zapytałam, czy pamięta sytuację z ubiegłego roku, gdy uprosił nas i „odpuściliśmy” kilka sztuk, które zakwalifikowano do klasy D, a niektóre nawet do C, a tak naprawdę miały parametry drewna klasy S4? Dostrzegając, jakie fatalne to było drewno, obiecał, że jeżeli będziemy mieć umowę na 2020, to za to, że „odpuściliśmy”, leśniczy Leśnictwa Ochotnica, który był obecny wtedy na reklamacji, przygotuje „ładnego” buka. Zanim odebrałam ten feralny ładunek, o który teraz się toczy sprawa, dzwoniłam do leśniczego z Ochotnicy, żeby wywiązano się z ustnych ustaleń. Pamiętał i wyraził gotowość zrealizowania tegorocznej umowy, jeśli tylko uzyska zgodę na pozyskanie buka. Niestety, zgody nie dostał, zaś marketing z Krościenka zlecił odbiór drewna w Leśnictwie Grywałd.
Na początku lipca z niepokojem oczekiwano informacji z nadleśnictwa o możliwości odbioru jeszcze dwóch ładunków drewna bukowego. Miały być gotowe pod koniec czerwca. Rozmówcy zakładali, że termin odbioru przesuwa się z powodu opadów deszczu na południu kraju. A może wskazanemu leśnictwu potrzeba więcej czasu na solidniejsze przygotowanie surowca do odbioru, żeby tym razem uniknąć tak znaczącej reklamacji, jak po majowej dostawie?

Protokół do niczego nie zobowiązuje?
– Teraz w nadleśnictwach nikogo nie obchodzi, że drewno jest nieprzydatne do produkcji w danym zakładzie – dodaje Eugeniusz Niemiec. – Dla nich drewno jest drewnem, a niech nabywcy martwią się, jak z niego coś wykonać. Gdyby w umowie sprzedaży drewna był zapis, że za każdy metr sześcienny zareklamowanego drewna i uznanej reklamacji kupujący ma prawo obciążać nadleśnictwo poniesionymi kosztami, sporów byłoby mniej.
A teraz okazuje się, że nawet protokół zespołu przysłanego do rozpatrzenia reklamacji nie zobowiązuje nadleśnictwa do uznania stwierdzonych nieprawidłowości! Mamy nadzieję, że to jedynie pseudonowatorski pomysł nadleśniczego Olafa Dobrowolskiego, któremu zwierzchnicy z krakowskiej RDLP uzmysłowią niestosowne decyzje i ograniczą samowolę postępowania, godzącego w interesy ekonomiczne nabywcy i wizerunkowe LP.

~tekst i fot. Janusz Bekas