Gazeta Przemysłu Drzewnego 2/2024

22 Ekonomia i rynek luty 2024 EUDR w walce o zrównoważony rozwój  s. 24 | Kierunki eksportu mebli z Polski w kryzysie  s. 25 R E K L AMA – Łatwo nie będzie, natomiast myślę, że nie ma powodu do załamywania rąk u progu 2024 roku – przekonywał przedsiębiorców drzewnych podczas walnego zebrania członków PIGPD prof. Witold M. Orłowski z Niezależnego Centrum Studiów Ekonomicznych NOBE. – Jest dołek gospodarczy, ale nie tak wielki, żeby nie było możliwości poprawy sytuacji. Mamy realnie szanse na tempo wzrostu w granicach 3-4 proc. przez najbliższe dwa lata. To nie jest wiele, jak na oczekiwania, ale parę krajów świata chciałoby takiego poziomu rozwoju. Lepiej, żeby inflacji nie było, jednak skoro już jest, to trzeba nauczyć się z nią żyć. Jest praca do wykonania – Mieliśmy w Polsce zmieniające się tempa wzrostu – przypomniał profesor. – Wszak polska gospodarka przyspiesza wtenczas, gdy przyspiesza gospodarka niemiecka. Podobnie jest zresztą z holenderską gospodarką. Więc nie jesteśmy jakąś kolonią, tylko wiele nas łączy z gospodarką sąsiada, ale też z sytuacją w całej Europie. Oczywiście, nasz dystans do niemieckiej gospodarki zmniejszył się w minionym dwudziestoleciu, natomiast bardzo rozwinął się eksport naszych produktów na niemiecki rynek. Kiedyś napisałem książkę „Czy Polska dogoni Niemcy?”. I tam stwierdziłem, że pierwszą sprawą do załatwienia jest u nas… reforma edukacji. Żeby szkoła uczyła współpracy ze sobą, szukania porozumienia. Bo współpraca nie oznacza działania wbrew sobie. Żeby trzy osoby mogły współpracować, to muszą wiedzieć, że współpracując, każda z nich skorzysta. Niemcy w wielu dziedzinach nas wyprzedzają, nie tylko w nowocześniejszym parku maszynowym, ale głównie w sprawniejszej administracji, choć też jest bardzo biurokratyczna. Zbliżyliśmy się bardzo do Niemiec, ale jest ogromna droga i praca do wykonania. Nie wystarczy rządowa strategia, że chcemy osiągnąć poziom niemieckiej gospodarki. To wymaga pewnych zmian zachowania każdego z nas. Na pewno za kolejnych 20 lat będziemy jeszcze bliżej ich poziomu gospodarczego. Witold M. Orłowski stwierdził także, że naszym celem jest dorównanie wielu krajom, ale na pewno z różnych powodów nie dorównamy Koreańczykom, Chińczykom czy Japończykom. – Mamy inne zalety i cechy, które powinniśmy wykorzystać, zdając sobie sprawę z tego, co dzieje się w świecie, w którym mamy do czynienia z ogromnymi zmianami. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak bardzo gospodarka zmienia się pod wpływem rozwoju technologicznego. Jest obecnie taka dostępność technologii, że jeśli chce się z tego skorzystać, to szybko osiąga się efekty. I my taką możliwość mamy! Ale ci, którzy twierdzą, że postęp ich nie dotyczy, odpadają. Tym bardziej że każda rewolucja ma to do siebie, że najgorzej pozostawać w środku. Okres robotyzacji i digitalizacji Naszej gospodarce udało się wspiąć na środek drabiny wzrostu, ale gdy następuje rewolucja techniczna, to nie ma pewności, że da się tę pozycję utrzymać. Zresztą na środku jest najtrudniej. Argument, że nie musimy inwestować w postęp techniczny, bo wciąż mamy niższe koszty pracy niż Niemcy, jest aktualny, dopóki Niemcy nie zaczną budować fabryk obsługiwanych głównie przez roboty. Bo wówczas nasza praca będzie droższa. Dlatego przedsiębiorcy muszą przeskakiwać na wyższe poziomy techniki, wykorzystując nowe technologie, szybko zmieniające się. Przykładem są… smartfony. Już kilka lat po debiucie w USA, pojawiły się w Europie i pół roku później w Polsce. Cała historia smartfona liczy sobie około 15 lat, a jakich dokonała zmian, nie tylko w komunikacji! – Nasz dystans względem świata skraca się – stwierdził profesor. – I nie możemy się zastanawiać, czy warto zainteresować się nowością, czy lepiej poczekać. Koszty robotów przemysłowych tak znacząco spadły, że w Niemczech już opłaca się je stosować w małych zakładach rzemieślniczych. To o czymś świadczy i wskazuje kierunek zmian. Może jednego pracownika nie opłaca się zastępować robotem, ale pięciu czy dziesięciu – już tak. Szczególnie gdy rosną koszty pracy i nie ma chętnych na proste stanowiska. Jeśli nie będziemy chcieli z tego korzystać, to tracimy szanse. Sukcesy minionego trzydziestolecia polskich przedsiębiorców miały miejsce przed okresem robotyzacji i digitalizacji. Ale teraz to się dzieje i trzeba w tym procesie uczestniczyć. Co stwarza nam szanse? – Obecne zmiany polityczne, bo uważam, że Polska w kilku poprzednich latach była źle zarządzana – odpowiadał Witold M. Orłowski. – Pogorszyła się jakość inicjacji gospodarczych. Nie oznacza to, że mamy dramatyczną sytuację! Ale faktem jest pogorszenie się relacji z Unią Europejską, które są do odbudowy, chociaż może nie być to takie proste. Błędem było niesięgnięcie po pieniądze zagwarantowane nam przez UE, bo są nam one teraz bardzo potrzebne na rozwój digitalizacji, nowych technologii, transformację energetyki. Z części programów pewnie nie uda się już skorzystać, bo zabraknie nam czasu określonego w założeniach programów. Podczas gdy niektóre kraje kończą atrakcyjne dla nich projekty, my dostaliśmy pierwszą zaliczkę po wyborach. Profesor nawiązał również do nastrojów panujących na świecie. – Nie są dobre, ze względu na konflikty wojenne nie tylko na Ukrainie, ale i w innych regionach świata, przez co wzrosną ceny ropy naftowej i cennych surowców z niektórych regionów. USA czy Niemcy są na początku recesji, a w bliskiej perspektywie są wybory prezydenckie w USA. W Chinach ciągle odczuwa się nie tylko skutki, ale i bieżące ograniczenia COVID-owe. Perspektyw na szybkie odbicie światowej i europejskiej gospodarki nie widać. Natomiast w polskiej gospodarce mamy problem z inflacją, z którą będziemy musieli nauczyć się żyć przez dłuższy okres. Nie grozi nam inflacja na poziomie 70-80 proc., jak w Turcji, ale z taką na poziomie 8 proc. nasi przedsiębiorcy i społeczeństwo muszą się pomęczyć jeszcze przez parę lat. Zdaniem Witolda M. Orłowskiego w finansach kraju też mamy dosyć poważne rozregulowanie, choć i tak jesteśmy jeszcze krajem nisko zadłużonym. Wysoka inflacja powoduje, że problem długu publicznego jest mniej dokuczliwy, ale jest ona uciążliwa dla oszczędzających, choćby na godne emerytury. – Nasze firmy nie mają dostępu do kapitału krajowego, z czym nie mają problemu choćby firmy niemieckie – zwracał uwagę prelegent. – Na szczęście nasz system finansowy jest stabilny, choć szwankuje współpraca banków z firmami. Generalnie nie grozi nam jakiś wielki kryzys, jakieś załamanie w stylu Grecji. Nie znaczy to, że jako kraj dobrze zarządzamy finansami, bo w minionych latach źle nimi zarządzano. Dlatego będzie niestabilnie. Do tego musimy się przyzwyczaić, i w tych warunkach żyć oraz rozwijać się, oraz do tego, że od kogoś trzeba ściągnąć pieniądze, żeby spełnić wyborcze obietnice, tak miłe, gdy dotyczą rozdawania, a niemiłe, gdy przekładają się na wyższe podatki firm i społeczeństwa. Inflacja służy rządowi, bo zapewnia wyższe wpływy do budżetu, więc w tym zakresie nie spodziewałbym się jakichś szybkich działań. Inwestycyjny krach Było w minionej dekadzie kilka lat, kiedy wszystko zachęcało firmy do inwestowania – koniunktura, niskie stopy procentowe, tanie, dostępne kredyty. Tymczasem, już przed pandemią, udało się rządzącym doprowadzić do najniższej intensywności inwestowania. Bo stworzono sytuację niepewności i nieprzewidywalności decyzji rządowych. – To zresztą uważam za największą porażkę poprzedniej ekipy rządzącej – stwierdził Witold M. Orłowski. – O ile kosztowne 500+ zmniejszyło skalę ubóstwa, to nie potrafiono zadbać o warunki, żeby krajowe firmy miały zaufanie do stabilności warunków prowadzenia działalności gospodarczej. Więc nie miały i wstrzymywały inwestycje. Bardziej dbano o firmy zagraniczne, które swoje inwestycje realizowały. Dlatego teraz ważne jest zaoferowanie pewności warunków, przynajmniej na określony okres. Także w sensie stabilności prawa, systemu podatkowego, stabilności interpretacji podatkowych itp. Wydaje się, że jest zrozumienie takich oczekiwań, natomiast nie widzę możliwości obniżania podatków. Bez rozruszania inwestycji nie będzie rozwoju – podkreślał profesor. Jego zdaniem to one mogą poprawić koniunkturę. A druga szansa to automatyzacja procesów, rozwiązująca problem braku rąk do pracy. – Mamy w tym zakresie ogromne rezerwy, które można uwolnić stosunkowo niedrogimi inwestycjami. No i energooszczędność! Jest nadzieja, nic się nie zawali Inwestycje wydają się sposobem na obniżenie presji inflacyjnej. Trzeba maksymalnie efektywnie wykorzystać unijne środki z KPO, które pewnie w tym roku zaczną spływać, bo one właśnie są na automatyzację i przemiany energetyczne. Wszak mamy na czele rządu człowieka, który najbardziej nadaje się do odbudowania właściwych stosunków z UE. Bo jak nie on, to kto? Przed nami niełatwe czasy, ale nic się nie zawali, natomiast są szansą na przyspieszenie i odbicie w górę. W minionym trzydziestoleciu poradziliśmy sobie ze znacznie gorszą sytuacją gospodarczą, z problemami, o których dawno zapomnieliśmy, jak bezrobocie i kilkudziesięcioprocentowa inflacja. Może warunki polityczne są gorsze, ze względu na zdewastowane ośrodki trójwładzy, więc istotne będzie odbudowanie zaufania do władzy i jej organów. Nie zabrakło pytań – A co z drugim budżetem, poza tym oficjalnym? – zapytał jeden z przedsiębiorców. – Jeśli pewne realizacje są finansowane środkami nieujętymi w budżecie, to mamy do czynienia za złamaniem konstytucji – padła odpowiedź. – Oczywiście, mieliśmy do czynienia z kłamliwymi informacjami przekazywanymi społeczeństwu. I to nie dlatego, żeby ratować kraj przed oznakami paniki, ale dla celów politycznych jednej partii. – A „swobodne” określanie stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej? – dopytywał inny przedsiębiorca. – Temu nie da się zaprzeczyć, ale problem w tym, że kompletnie straciliśmy zaufanie do zarządzających i polityki pieniężnej NBP, jako banku centralnego. On powinien być niezależny, a z jego działań w minionych latach wynikało, że nie jest, czy nie był, niezależny. Sądzę, że tego zaufania nie da się szybko odbudować. – Warto decydować się na euro czy nie? – padło kolejne pytanie. – Zmiana konstytucji wymaga decyzji parlamentu, a obecnie nie ma większości parlamentarnej dla przeprowadzenia zmian w zapisach dotyczących waluty – wyjaśniał profesor. – I pewnie długo jej nie będzie, więc szans na wprowadzenie euro jako waluty u nas nie ma. Na pewno euro nie jest receptą na wszystko. Ale zawsze lepiej, gdy pieniądz jest stabilny, nawet jeśli nie jest kontrolowalny przez władze. Więc lepiej, gdybyśmy euro przyjęli, dla wygodny eksporterów i importerów. Tylko że jak dobrze zarządza się finansami, to można rozwijać się ze swoją walutą i europejską. Jednak trudno ukryć, że w krajach Unii dominuje euro, więc pozostając poza strefą euro, polska gospodarka jest w gorszej sytuacji. l Na środku drabiny wzrostu OPINIE | Inwestycje wydają się sposobem na obniżenie presji inflacyjnej Nie grozi nam inflacja na poziomie 70-80 proc., jak w Turcji, ale z taką na poziomie 8 proc. nasi przedsiębiorcy i społeczeństwo muszą się pomęczyć jeszcze przez parę lat – uważa prof. Witold M. Orłowski. Janusz Bekas

RkJQdWJsaXNoZXIy NzIxMjcz